Obudziłam się jeszcze w postaci wilka. Miałam dziwne
pozycje do spania. Aktualnie leżę na grzbiecie i wyciągam łapy do góry jak
zdechły pies.
Wstałam i otrzepałam sierść z piasku i kawałków mchu z
posłania. Zrobiłam koci grzbiet i przemieniłam się w swoją
ludzką postać. Dziś zapowiada się pracowity dzień. Trzeba by zrobić jakąś
listę...
Wzięłam jakiś patyk i zaczęłam bazgrać na piachu.
1. Ubrać się w coś " normalnego",
2. Zdobyć kasę,
3. Kupić auto,
4. Kupić ubrania,
5. Wynająć mieszkanie,
6. Robić co się żywnie podoba!!
Przekręciłam głowę na bok i uśmiechnęłam się szeroko.
Ostatni punkt będzie najlepszy.
Wygładziłam pomiętą starą bluzkę i spodnie, troszeczkę
przypominające dzwony... Fuu... Lata dziewięćdziesiąte...
Podeszłam do starej skrzyni, w której trzymałam jakieś
ubrania.
Dzwony, dzwony, sukienki z bufkami. nie lubię sukienek ale
wyglądały najnormalniej.
Była długa do ziemi. Od kolan, w dół była w kolorowe paski,
a w górę cytrynowo-żółta. Rękawy przy ramionach były obcisłe a idą w dół
rozszerzały się, a na nadgarstkach zostały upięte gumką
Przydała by się mała zmiana. Rozłożyłam sukienkę na skalną
półkę i kilkoma machnięciami miecza odcięłam części "
najdziwniejsze". Teraz ubranie było całe cytrynowe. Odcięłam rękawy i
część od kolan w dół.
Troszeczkę mi nie wyszło bo przód był krótszy od tyłu, ale
sukienka wygląda ekstra. W skrzyni znalazłam też jakąś katanę, pasek
z małą kokardką i wysokie brązowe oficerki
na płaskiej podeszwie. Zmarznę trochę po nogach ale
przeżyję.
Przeczesałam niedbale ręką swoje hebanowe włosy i
spojrzałam jeszcze raz na listę. :
1. Ubrać się w coś "normalnego"- skreślamy.
Za jednym pociągnięciem patyka przekreśliłam całe zadanie.
Kolejne. Zdobyć kasę.
Schowki z pieniędzmi mam porozrzucane po całym świecie.
Najwięcej kasy mam w Nowym Jorku, Szwajcarii i Nowym Orleanie, ale tu na
obrzeżach Settel też mam skrytkę.
Zapinając katanę na wszystkie guziki i chowając pod nią mały
sztylet wyszłam z jaskini porywając jeszcze Torebkę z jakimś kiczowatymi
przypinkami w kształcie misiów.
Szłam powoli przedzierając się przez wysokie paprocie. W
kocu dotarłam do metalowego włazu obrośniętego mchem. Oddarłam to zielone paskudztwo
i weszłam do środka po drabinie. Zapaliłam pochodnie zapałkami które kiedyś tu zostawiłam
i pewnym krokiem ruszyłam w głąb tunelu. Mijałam różne wgłębienia i przejścia
do innych korytarze. Wreszcie dotarłam do celu. Był to ślepy zaułek wypełniony
złotem, biżuterią i klejnotami.
Z uśmiechem wepchnęłam kilkanaście złotych monet do
torebki i kilka sztabek złota. Hmmm... TO teraz mam się drzeć coś w stylu
" Jestem bogata!" ? Ruszyłam w drogę powrotną i wyszłam na
powierzchnię.
Znów wróciłam do jaskini i wykreśliłam kolejne z
punktów.
Ruszyłam biegiem do miasta.
Teraz muszę kupić auto. Dotarłam do Settle po
dziesięciu minutach. Miasto było pełne ludzi.
Szum miasta, spaliny... Po prostu żyć nie umierać, ale nie
jest źle. Byłam w gorszych miejscach, na przykład Chinach. Poszłam
do najbliższego banku.
I szkoda, że nie mogliście zobaczyć miny bankiera, gdy
wyłożyłam całą drogocenną zawartość mojej torby na stół i powiedziałam od
niechcenia:
-Pragnę to spieniężyć.
Przysięgam, że pochłaniał wszystko oczami jak głodny wilk.
Chciał jakieś dokumenty. Na szczęście kilka lat temu
załatwiłam sobie lewe papiery.
Z banku wyszłam z równym milionem w torebce i
dwoma wpłaconymi na konto.
Z uśmiechem ruszyłam na podbój sklepów.
Szłam dumnym krokiem. W mieście nie było wiele do wyboru,
był tylko salon Volkswagena. Weszłam do
sklepu i od razu w oczy rzucił mi się biały garbus.
Z przyciemnianymi szybami. Może kupiła bym coś lepszego, ale nie chcę się rzucać w oczy, a z resztą on jest świetny.
Z przyciemnianymi szybami. Może kupiła bym coś lepszego, ale nie chcę się rzucać w oczy, a z resztą on jest świetny.
Godzina 16: 00 Siedzę w kafejce w jednym z center
handlowych. Czekam na gościa, który ma w Forks kilka nowoczesnych bloków.
Spędziłam tu pięć godzin. Przez ten czas nakupiłam góry ubrań. Większość
znajdowała się już w bagażniku. Zdołałam się też przebrać w wygodne jeansy,
buty, czarny, obcisły top na szelkach i przyjemną, ciepłą,
krótką kurtkę z futrem i przy okazji pozbyłam się swojego
"krawieckiego dzieła sztuki".
Założyłam nogę na nogę i pociągnęłam łyk sheyka
czekoladowego. Dookoła roznosił się nieprzyjemny smród starego oleju
pomieszanego z jakimś tandetnym odświeżaczem powietrza.
Nagle przez tłum ludzi zaczął się przepychać jakiś gościu w
garniturze. Machał swoją aktówką jak nunczakiem, uderzając niektórych ludzi,
ale akty nie były spowodowane brakiem tolerancji tylko okropną niezdarnością.
Facet o mały włos nie zabił się na własnych nogach gubiąc przy tym papiery. W
końcu usiał przy moim stoliku.
- Przepraszam. Można na chwilę? Muszę wykonać
telefon.- uśmiechną się lekko
Kiwnęłam głową na potwierdzenie, a facet jak na zawołanie
zaczął oklepywać kieszenie marynarki.
-Mam! -powiedział radośnie, lekko speszony swoją
niezdarnością. Wybrał numer i wstał od stolika odwracając się do mnie tyłem. Nagle
komórka w mojej kieszeni rozwibrowała się. Spojrzałam na wyświetlacz. "
Adwokat ". Uniosłam jedną brew i odebrałam.
- Słucham?
- Witam! Igor Fro z tej strony. Rozmawiam z panią Luną
Wayland?- facet przeczytał moje imię i nazwisko z karteczki.
Zaśmiałam się i odłożyłam słuchawkę.
- Przepraszam?
- Nie mogę teraz rozmawiać. Klientka mi się
rozłączyła.
Wstałam rozbawiona i podałam mu dłoń.
- Luna Wayland. Pan jak mniemam Igor Fro. Tak?
Mężczyzna spojrzał jeszcze raz na kartkę i uśmiechną
się speszony.
- Przepraszam. Nie sądziłem, że pani jest taka młoda. Twój
głos przez słuchawkę brzmi starzej.
Podniosłam jedną brew w zdziwieniu i rozbawieniu.
- To znaczy... Przepraszam.
Mężczyzna usiadł i wyciągną z aktówki kilka papierów.
- Nic się nie stało. możemy przejść do sedna sprawy?
-Tak. Przepraszam jeszcze raz najmocniej. To mój pierwszy
dzień w pracy.
Uśmiechnęłam się do niego.
* *
*
Cieszę się, że adwokat nie miał takich umiejętności
wykonywania zleceń jak sprawność koordynacji ruchowej. Już po godzinie jechałam
swoim autem z wszystkimi dokumentami i pękiem kluczy do swojego mieszkania.
Wcisnęłam pedał gazu do podłogi pomknęłam szybko przez ulice
"centrum" Froks. Ponoć jest to gdzieś tu w pobliżu.
Zaczyna się już powoli ściemniać, a ja dalej nie mogę
znaleźć tego głupiego bloku.
Zatrzymałam się obok jakiegoś chłopaka. Na oko może gdzieś w
moim wieku. Wiem, że to złe porównanie, ale cóż.
- Hej. Nie wiesz przypadkiem gdzie znajduje się ulica
Ucieczka?- Tia... ul., na której będę mieszkać nosi nazwę ucieczka, może
odstraszać potencjalnych klientów...
Chłopak zagapił się gdzieś. Śledziłam jego wzrok aż dotarłam
na moje nogi.
- Ehh.. poszukam jakiegoś bardziej rozwiniętego psychicznie
przechodnia.
Zaczęłam zamykać okno.
- Nie! Nie! Mam na imię Mike Newton. Wiem gdzie to jest.
Musisz pojechać w kierunku kina. To jest druga ulica przy lesie obok budynku
szkoły.
- Dzięki.- Powiedziałam nie zaszczycając go spojrzeniem i
zamknęłam okno ruszając z miejsca.
Po krótkim czasie minęłam szkołę, a potem odnalazłam ulicę
Ucieczki.
Nie było tu za dużo domów. Wręcz jeden wysoki nowoczesny
blok, kilka kiosków, szkoła przy równoległej ulicy i kilka domów mieszkalnych.
Zaparkowałam na parkingu. Po czym z walizkami, które
wypełniłam ubraniami ruszyłam w stronę wejścia.
Popchnęłam drzwi nogą i weszłam do środka bloku. Okręciłam
się dookoła oglądając całe wnętrze było pięknie. Zrobiłam kilka kroków w tył
zagłębiając się w pomieszczenie, gdy nagle wpadłam na kogoś.
Walizki wypadły mi z rąk, a ja wylądowałam na ziemi
przygnieciona czyimś ciałem.
Był to chłopak. Ładny chłopak.
Umięśniony, ale w idealnych proporcjach. Miał dłuższe czarne włos, miły wyraz
twarzy i duże hipnotyzujące zielone oczy. Prawie stykaliśmy się nosami, a wokół
nas fruwał kartki. Uśmiechnęłam się skrępowana, próbując wstać, ale chłopak
nawet się nie ruszył. Patrzył na mnie hipnotyzującym spojrzeniem, pożerając to,
co widzi, jakby chciał wryć to sobie w pamięć na stałe. Ja mimowolnie gapiłam się
na niego, a w moim sercu poruszyło się „coś”.
Zarumieniłam się i popchnęłam go lekko ręką w klatkę
piersiową.
Chłopak jakby obudzony z transu podniósł się i pomógł mi
wstać.
- Przepraszam. Niezdara ze mnie.- zaczęłam zbierać kartki z
ziemi.
- Nic się nie stało. To moja wina. Jak się człowiek śpieszy
to się diabeł cieszy.- jego głos miło otulił moje umysł.- Luka Chatterbox
- Luna Wayland.- odwzajemniałam uśmiech i powróciła do zbierania kartek.
Od niechcenia spojrzałam na jedną. Był to obraz namalowany pastelami. Zachodzące słońce i woda. Kolejny był wykonany ołówkiem. Przedstawiał konie w biegu.
- Śliczne. Rysujesz?- podałam mu stertę obrazków.
- Tak.- powiedział zawstydzony.- chodzę do tutejszego liceum na profil „plastyczny”.
Zaczęłam zbierać dalej. Czułam na sobie jego wzrok.
Wyprostowałam się i spojrzałam na niego. Sterta jego rysunków sięgała mu już do ramion.
-Pomóc ci?
- Jak możesz. Był bym bardzo wdzięczny. –uśmiechną się.- chodź za mną.
Chłopak wstał próbując otworzyć drzwi nogą.
- Może ja spróbuję.- Wyprzedziłam go i przytrzymałam papiery jedną ręką a drugą otworzyłam przed nim drzwi.
Luka uważając by niczego nie upuścić poprowadził mnie w kierunku czarnego forda mustanga. U chłopak ma gust.
- Ehhh… mamy problem.
- Mamy?- podniosłam jedną brew.
- Mam kluczyki w kieszeni kurtki.- przerwał- wyciągniesz?
Podeszłam do niego powoli. Włożyłam rękę w kieszeń jego skórzanej kurtki.
- Tu nic nie ma.- powiedziałam znów przeszukując tą samą kieszeń.
- To zobacz do drugiej.
- Tu też nie ma.
- Wrr… Gdzie je ja cholera zostawiłem. Wiem! W wewnętrznej kieszeni kurtki.
Zaczęłam się przesuwać, próbując ominąć stertę papierów.
W końcu przedarłam się do suwaka i rozpięłam go docierając do kieszeni w środku. Otarłam się przez przypadek wierzchem dłoni o jego tors ukryty pod czarną koszulką. Przeszedł mnie przyjemny dreszcz. Wreszcie pomimo, utrudnień, wyciągnęłam kluczyki. Pomachałam mu nimi przed nosem i przegryzłam wargę rozbawiona. Nacisnęłam przycisk i rozległo się ciche piknięcie obwieszczające, że auto zostało otwarte.
Otworzyłam bagażnik i włożyłam tam kartki podobnie jak Luka.
- Miło było cię poznać. I dziękuję ci bardo za pomoc.- uśmiechną się szeroko i podał mi rękę.
- Mi też było miło poznać i nie ma, za co.- odwzajemniałam oba gesty i ruszyłam do bloku.
Weszłam do holu. Moje walizki stały przy schodach.
Luka musiał je postawić na bok, gdy nie patrzyłam. Otworzyłam rączki i pociągnęłam je za sobą po schodach. Miarowe stukanie rozbrzmiewał w korytarzu.
Numer mojego mieszkania to 86. Znudzona wchodziłam na każde piętro: 1, 2, 3, 4 i 5!
- Luna Wayland.- odwzajemniałam uśmiech i powróciła do zbierania kartek.
Od niechcenia spojrzałam na jedną. Był to obraz namalowany pastelami. Zachodzące słońce i woda. Kolejny był wykonany ołówkiem. Przedstawiał konie w biegu.
- Śliczne. Rysujesz?- podałam mu stertę obrazków.
- Tak.- powiedział zawstydzony.- chodzę do tutejszego liceum na profil „plastyczny”.
Zaczęłam zbierać dalej. Czułam na sobie jego wzrok.
Wyprostowałam się i spojrzałam na niego. Sterta jego rysunków sięgała mu już do ramion.
-Pomóc ci?
- Jak możesz. Był bym bardzo wdzięczny. –uśmiechną się.- chodź za mną.
Chłopak wstał próbując otworzyć drzwi nogą.
- Może ja spróbuję.- Wyprzedziłam go i przytrzymałam papiery jedną ręką a drugą otworzyłam przed nim drzwi.
Luka uważając by niczego nie upuścić poprowadził mnie w kierunku czarnego forda mustanga. U chłopak ma gust.
- Ehhh… mamy problem.
- Mamy?- podniosłam jedną brew.
- Mam kluczyki w kieszeni kurtki.- przerwał- wyciągniesz?
Podeszłam do niego powoli. Włożyłam rękę w kieszeń jego skórzanej kurtki.
- Tu nic nie ma.- powiedziałam znów przeszukując tą samą kieszeń.
- To zobacz do drugiej.
- Tu też nie ma.
- Wrr… Gdzie je ja cholera zostawiłem. Wiem! W wewnętrznej kieszeni kurtki.
Zaczęłam się przesuwać, próbując ominąć stertę papierów.
W końcu przedarłam się do suwaka i rozpięłam go docierając do kieszeni w środku. Otarłam się przez przypadek wierzchem dłoni o jego tors ukryty pod czarną koszulką. Przeszedł mnie przyjemny dreszcz. Wreszcie pomimo, utrudnień, wyciągnęłam kluczyki. Pomachałam mu nimi przed nosem i przegryzłam wargę rozbawiona. Nacisnęłam przycisk i rozległo się ciche piknięcie obwieszczające, że auto zostało otwarte.
Otworzyłam bagażnik i włożyłam tam kartki podobnie jak Luka.
- Miło było cię poznać. I dziękuję ci bardo za pomoc.- uśmiechną się szeroko i podał mi rękę.
- Mi też było miło poznać i nie ma, za co.- odwzajemniałam oba gesty i ruszyłam do bloku.
Weszłam do holu. Moje walizki stały przy schodach.
Luka musiał je postawić na bok, gdy nie patrzyłam. Otworzyłam rączki i pociągnęłam je za sobą po schodach. Miarowe stukanie rozbrzmiewał w korytarzu.
Numer mojego mieszkania to 86. Znudzona wchodziłam na każde piętro: 1, 2, 3, 4 i 5!
Na samej górze. Odnalazłam drzwi i otworzyłam je.
Od razu uderzył mnie silny zapach nowości. Wprost przede mną
rozciągał się ogromny salon połączony z jadalnią i kuchnią.
Przestrzennie, jasno, przytulnie i miło, a z okna widać było
zabójczy zachód słońca. Takimi przymiotnikami mogłabym opisać to pomieszczenie.
Moją uwagę przykuło małe wiadereczko z lekko już
roztopionym lodem i butelką drogiego szampana. Podeszłam odwiązując karteczkę
przywiązaną do szyjki butelki.
Z pozdrowieniami dla nowej
sąsiadki! Sąsiad z pokoju nr 87.
Uśmiechnęłam się. Miły gest.
___________
TADA!! :D Tylko ciii… Mnie tu nie było XD Dodaję ten rozdział bez wiedzy Młodej. Wy o niczym nie wiecie XD Pomyślałam, że skoro już kiedyś go napisałam to już niech sobie zostanie XD PRZEPRASZAM ZA TAK DŁUGĄ NIEOBECNOŚĆ! Prawe 2 miesięcznąL
Poprawimy się :D CHYBA ;]