niedziela, 26 maja 2013

Rozdział 3.


Obudziłam się  jeszcze w postaci wilka. Miałam dziwne pozycje do spania. Aktualnie leżę na grzbiecie i wyciągam łapy do góry jak zdechły pies.
Wstałam i otrzepałam sierść z piasku i kawałków mchu z posłania. Zrobiłam koci grzbiet i przemieniłam się w swoją ludzką postać. Dziś zapowiada się pracowity dzień. Trzeba by zrobić jakąś listę...
Wzięłam jakiś patyk i zaczęłam bazgrać na piachu.

                      1. Ubrać się w coś " normalnego",
                      2. Zdobyć kasę,      
                      3. Kupić auto,
                      4. Kupić ubrania,
                      5. Wynająć mieszkanie,
                      6. Robić co się żywnie podoba!!

Przekręciłam głowę na bok i uśmiechnęłam się szeroko. Ostatni punkt będzie najlepszy.
Wygładziłam pomiętą starą bluzkę i spodnie, troszeczkę przypominające dzwony... Fuu... Lata dziewięćdziesiąte...
Podeszłam do starej skrzyni, w której trzymałam jakieś ubrania.
Dzwony, dzwony, sukienki z bufkami. nie lubię sukienek ale wyglądały najnormalniej.
Była długa do ziemi. Od kolan, w dół była w kolorowe paski, a w górę cytrynowo-żółta. Rękawy przy ramionach były obcisłe a idą w dół rozszerzały się, a na nadgarstkach zostały upięte gumką
Przydała by się mała zmiana. Rozłożyłam sukienkę na skalną półkę i kilkoma machnięciami miecza odcięłam części " najdziwniejsze". Teraz ubranie było całe cytrynowe. Odcięłam rękawy i część od kolan w dół.
Troszeczkę mi nie wyszło bo przód był krótszy od tyłu, ale sukienka wygląda ekstra. W skrzyni znalazłam też jakąś katanę, pasek z małą kokardką i wysokie brązowe oficerki
na płaskiej podeszwie. Zmarznę trochę po nogach ale przeżyję.
Przeczesałam niedbale ręką swoje hebanowe włosy i spojrzałam jeszcze raz na listę. :
1. Ubrać się w coś "normalnego"- skreślamy.
Za jednym pociągnięciem patyka przekreśliłam całe zadanie. Kolejne. Zdobyć kasę.
Schowki z pieniędzmi mam porozrzucane po całym świecie. Najwięcej kasy mam w Nowym Jorku, Szwajcarii i Nowym Orleanie, ale tu na obrzeżach Settel też mam skrytkę.
Zapinając katanę na wszystkie guziki i chowając pod nią mały sztylet wyszłam z jaskini porywając jeszcze Torebkę z jakimś kiczowatymi przypinkami w kształcie misiów.
Szłam powoli przedzierając się przez wysokie paprocie. W kocu dotarłam do metalowego włazu obrośniętego mchem. Oddarłam to zielone paskudztwo i weszłam do środka po drabinie. Zapaliłam pochodnie zapałkami które kiedyś tu zostawiłam i pewnym krokiem ruszyłam w głąb tunelu. Mijałam różne wgłębienia i przejścia do innych korytarze. Wreszcie dotarłam do celu. Był to ślepy zaułek wypełniony złotem, biżuterią i klejnotami.
Z uśmiechem wepchnęłam kilkanaście złotych monet  do torebki i kilka sztabek złota. Hmmm... TO teraz mam się drzeć coś w stylu " Jestem bogata!" ? Ruszyłam w drogę powrotną i wyszłam na powierzchnię.
 Znów wróciłam do jaskini i wykreśliłam kolejne z punktów.
Ruszyłam biegiem do miasta.
Teraz muszę kupić auto.  Dotarłam do Settle po dziesięciu minutach. Miasto było pełne ludzi.
Szum miasta, spaliny... Po prostu żyć nie umierać, ale nie jest źle. Byłam w gorszych miejscach, na przykład Chinach. Poszłam do najbliższego banku.
I szkoda, że nie mogliście zobaczyć miny bankiera, gdy wyłożyłam całą drogocenną zawartość mojej torby na stół i powiedziałam od niechcenia:
-Pragnę to spieniężyć.
Przysięgam, że pochłaniał wszystko oczami jak głodny wilk.
Chciał jakieś dokumenty. Na szczęście kilka lat temu załatwiłam sobie lewe papiery.
Z banku wyszłam z równym milionem w torebce i dwoma wpłaconymi na konto.
Z uśmiechem ruszyłam na podbój sklepów.
Szłam dumnym krokiem. W mieście nie było wiele do wyboru, był tylko salon Volkswagena. Weszłam do sklepu i od razu w oczy rzucił mi się biały garbus.
Z przyciemnianymi szybami. Może kupiła bym coś lepszego, ale nie chcę się rzucać w oczy, a z resztą on jest świetny.

                      *                    *                       *

 Godzina 16: 00 Siedzę w kafejce w jednym z center handlowych. Czekam na gościa, który ma w Forks kilka nowoczesnych bloków. Spędziłam tu pięć godzin. Przez ten czas nakupiłam góry ubrań. Większość znajdowała się już w bagażniku. Zdołałam się też przebrać w wygodne jeansy, buty, czarny, obcisły top na szelkach i przyjemną, ciepłą, krótką kurtkę z futrem i przy okazji pozbyłam się swojego "krawieckiego dzieła sztuki".
Założyłam nogę na nogę i pociągnęłam łyk sheyka czekoladowego. Dookoła roznosił się nieprzyjemny smród starego oleju pomieszanego z jakimś tandetnym odświeżaczem powietrza.
Nagle przez tłum ludzi zaczął się przepychać jakiś gościu w garniturze. Machał swoją aktówką jak nunczakiem, uderzając niektórych ludzi, ale akty nie były spowodowane brakiem tolerancji tylko okropną niezdarnością. Facet o mały włos nie zabił się na własnych nogach gubiąc przy tym papiery. W końcu usiał przy moim stoliku.
- Przepraszam. Można  na chwilę? Muszę wykonać telefon.- uśmiechną się lekko
Kiwnęłam głową na potwierdzenie, a facet jak na zawołanie zaczął oklepywać kieszenie marynarki.
-Mam! -powiedział radośnie, lekko speszony swoją niezdarnością. Wybrał numer i wstał od stolika odwracając się do mnie tyłem. Nagle komórka w mojej kieszeni rozwibrowała się. Spojrzałam na wyświetlacz. " Adwokat ". Uniosłam jedną brew i odebrałam.
- Słucham?
- Witam! Igor Fro z tej strony. Rozmawiam z panią Luną Wayland?- facet przeczytał moje imię i nazwisko z karteczki.
Zaśmiałam się i odłożyłam słuchawkę.
- Przepraszam?
- Nie mogę teraz rozmawiać. Klientka mi się rozłączyła.
Wstałam rozbawiona i podałam mu dłoń.
- Luna Wayland. Pan jak mniemam Igor Fro. Tak?
Mężczyzna spojrzał jeszcze raz na kartkę  i uśmiechną się speszony.
- Przepraszam. Nie sądziłem, że pani jest taka młoda. Twój głos przez słuchawkę brzmi starzej.
Podniosłam jedną brew w zdziwieniu i rozbawieniu.
- To znaczy... Przepraszam.
Mężczyzna usiadł i wyciągną z aktówki kilka papierów.
- Nic się nie stało. możemy przejść do sedna sprawy?
-Tak. Przepraszam jeszcze raz najmocniej. To mój pierwszy dzień w pracy.
Uśmiechnęłam się do niego.
                              *            *              *
Cieszę się, że adwokat nie miał takich umiejętności wykonywania zleceń jak sprawność koordynacji ruchowej. Już po godzinie jechałam swoim autem z wszystkimi dokumentami i pękiem kluczy do swojego mieszkania.
Wcisnęłam pedał gazu do podłogi pomknęłam szybko przez ulice "centrum" Froks. Ponoć jest to gdzieś tu w pobliżu.
Zaczyna się już powoli ściemniać, a ja dalej nie mogę znaleźć tego głupiego bloku.
Zatrzymałam się obok jakiegoś chłopaka. Na oko może gdzieś w moim wieku. Wiem, że to złe porównanie, ale cóż.
- Hej. Nie wiesz przypadkiem gdzie znajduje się ulica Ucieczka?- Tia... ul., na której będę mieszkać nosi nazwę ucieczka, może odstraszać potencjalnych klientów...
Chłopak zagapił się gdzieś. Śledziłam jego wzrok aż dotarłam na moje nogi.
- Ehh.. poszukam jakiegoś bardziej rozwiniętego psychicznie przechodnia.
Zaczęłam zamykać okno.
- Nie! Nie! Mam na imię Mike Newton. Wiem gdzie to jest. Musisz pojechać w kierunku kina. To jest druga ulica przy lesie obok budynku szkoły.
- Dzięki.- Powiedziałam nie zaszczycając go spojrzeniem i zamknęłam okno ruszając z miejsca.
Po krótkim czasie minęłam szkołę, a potem odnalazłam ulicę Ucieczki.
Nie było tu za dużo domów. Wręcz jeden wysoki nowoczesny blok, kilka kiosków, szkoła przy równoległej ulicy i kilka domów mieszkalnych.
Zaparkowałam na parkingu. Po czym z walizkami, które wypełniłam ubraniami  ruszyłam w stronę wejścia.
Popchnęłam drzwi nogą i weszłam do środka bloku. Okręciłam się dookoła oglądając całe wnętrze było pięknie. Zrobiłam kilka kroków w tył zagłębiając się w pomieszczenie, gdy nagle wpadłam na kogoś.
Walizki wypadły mi z rąk, a ja wylądowałam na ziemi przygnieciona czyimś ciałem.
Był to chłopak. Ładny chłopak. Umięśniony, ale w idealnych proporcjach. Miał dłuższe czarne włos, miły wyraz twarzy i duże hipnotyzujące zielone oczy. Prawie stykaliśmy się nosami, a wokół nas fruwał kartki. Uśmiechnęłam się skrępowana, próbując wstać, ale chłopak nawet się nie ruszył. Patrzył na mnie hipnotyzującym spojrzeniem, pożerając to, co widzi, jakby chciał wryć to sobie w pamięć na stałe. Ja mimowolnie gapiłam się na niego, a w moim sercu poruszyło się „coś”.
Zarumieniłam się i popchnęłam go lekko ręką w klatkę piersiową.
Chłopak jakby obudzony z transu podniósł się i pomógł mi wstać.
- Przepraszam. Niezdara ze mnie.- zaczęłam zbierać kartki z ziemi.
- Nic się nie stało. To moja wina. Jak się człowiek śpieszy to się diabeł cieszy.- jego głos miło otulił moje umysł.- Luka Chatterbox
- Luna Wayland.- odwzajemniałam uśmiech i powróciła do zbierania kartek.
Od niechcenia spojrzałam na jedną. Był to obraz namalowany pastelami. Zachodzące słońce i woda. Kolejny był wykonany ołówkiem. Przedstawiał konie w biegu.
- Śliczne. Rysujesz?- podałam mu stertę obrazków.
- Tak.- powiedział zawstydzony.- chodzę do tutejszego liceum na profil „plastyczny”.
Zaczęłam zbierać dalej. Czułam na sobie jego wzrok.
Wyprostowałam się i spojrzałam na niego. Sterta jego rysunków sięgała mu już do ramion.
-Pomóc ci?
- Jak możesz. Był bym bardzo wdzięczny. –uśmiechną się.- chodź za mną.
Chłopak wstał próbując otworzyć drzwi nogą.
- Może ja spróbuję.- Wyprzedziłam go i przytrzymałam papiery jedną ręką a drugą otworzyłam przed nim drzwi.
Luka uważając by niczego nie upuścić poprowadził mnie w kierunku czarnego forda mustanga. U chłopak ma gust.
- Ehhh… mamy problem.
- Mamy?- podniosłam jedną brew.
- Mam kluczyki w kieszeni kurtki.- przerwał- wyciągniesz?
Podeszłam do niego powoli. Włożyłam rękę w kieszeń jego skórzanej kurtki.
- Tu nic nie ma.- powiedziałam znów przeszukując tą samą kieszeń.
- To zobacz do drugiej.
- Tu też nie ma.
- Wrr… Gdzie je ja cholera zostawiłem. Wiem! W wewnętrznej kieszeni kurtki.
Zaczęłam się przesuwać, próbując ominąć stertę papierów.
W końcu przedarłam się do suwaka i rozpięłam go docierając do kieszeni w środku. Otarłam się przez przypadek wierzchem dłoni o jego tors ukryty pod czarną koszulką. Przeszedł mnie przyjemny dreszcz. Wreszcie pomimo, utrudnień, wyciągnęłam kluczyki. Pomachałam mu nimi przed nosem i przegryzłam wargę rozbawiona. Nacisnęłam przycisk i rozległo się ciche piknięcie obwieszczające, że auto zostało otwarte.
Otworzyłam bagażnik i włożyłam tam kartki podobnie jak Luka.
 - Miło było cię poznać. I dziękuję ci bardo za pomoc.- uśmiechną się szeroko i podał mi rękę.
- Mi też było miło poznać i nie ma, za co.- odwzajemniałam oba gesty i ruszyłam do bloku.
Weszłam do holu. Moje walizki stały przy schodach.
Luka musiał je postawić na bok, gdy nie patrzyłam. Otworzyłam rączki i pociągnęłam je za sobą po schodach. Miarowe stukanie rozbrzmiewał w korytarzu.
Numer mojego mieszkania to 86. Znudzona wchodziłam na każde piętro: 1, 2, 3, 4 i 5!
Na samej górze. Odnalazłam drzwi i otworzyłam je.
Od razu uderzył mnie silny zapach nowości. Wprost przede mną rozciągał się ogromny salon połączony z jadalnią i kuchnią.
Przestrzennie, jasno, przytulnie i miło, a z okna widać było zabójczy zachód słońca. Takimi przymiotnikami mogłabym opisać to pomieszczenie.
 Moją uwagę przykuło małe wiadereczko z lekko już roztopionym lodem i butelką drogiego szampana. Podeszłam odwiązując karteczkę przywiązaną do szyjki butelki.
              
    Z pozdrowieniami dla nowej sąsiadki! Sąsiad z pokoju nr 87.


Uśmiechnęłam się. Miły gest.

___________
TADA!! :D Tylko ciii… Mnie tu nie było XD Dodaję ten rozdział bez wiedzy Młodej. Wy o niczym nie wiecie XD Pomyślałam, że skoro już kiedyś go napisałam to już niech sobie zostanie XD  PRZEPRASZAM ZA TAK DŁUGĄ NIEOBECNOŚĆ! Prawe 2 miesięcznąL
Poprawimy się :D CHYBA ;]

3 komentarze:

  1. Hejka! Rozdzial genialny, na prawdę mi sie podobalo! Uwielbiam Lune, a Luka wydaje sie baaardzo fajny ;D napisze coś konkretnego pózniej jak na kompa wejdę.
    Pozdrawiam i do napisania ;) cieszę sie ze wróci tacie !
    Justyna z the-new-road.blogspot.com na który zapraszam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Podoba mi się to opowiadanie, dodaję do zakładek i już nie modę się doczekać nn :)

    OdpowiedzUsuń
  3. kidy będzie nn ?! Nosz ja tu czekam ! Helou !

    OdpowiedzUsuń